środa, 12 lutego 2014

Narty biegowe

Wczoraj wróciłam z pierwszego w życiu wyjazdu na narty biegowe, drugiego w życiu wyjazdu na narty w ogóle. Poprzedni raz z nartami miałam do czynienia ok. 13-14 lat temu, więc nie do końca wiedziałam, czego się spodziewać. No, ale przecież biegam, kondycję mam dobrą, w zeszłym tygodniu pobiłam swój dystansowy rekord - 11,2 km - więc co to dla mnie? Dobry trening uzupełniający, ba, zastępczy nawet. Czyżby?

Pierwszy dzień to była rzeź niewiniątek. Oj tak. Moje radosne oczekiwania zderzyły się hałaśliwie z gorzką rzeczywistością bycia w roli świeżaka na nartach i w bólach zrodziło się moje płaczące, rozpaczliwie łapiące powietrze rozczarowanie. Dlaczego? Na początku zapoznajmy się może co nieco z teorią biegania na nartach. Oczywiście z punktu widzenia osoby początkującej, którą jestem, przedstawię tyle wiedzy, ile było mi potrzeba, by zacząć.

Dwa główne style biegania na nartach to styl klasyczny i łyżwowy.

W stylu klasycznym narty prowadzi się równolegle, jest to styl od którego, z tego co rozumiem, się zaczyna. Styl łyżwowy to nieco wyższa szkoła jazdy i z reguły najpierw opanowuje się klasyka. Dla większej jasności mojego wywodu, sięgam po dodatkową wiedzę na stronę nabiegowkach.pl, gdzie dowiaduję się właśnie, że w klasyku wyróżniamy kilka różnych kroków, co jest całkiem logiczne i w trakcie takiej naturalnej nauki, jaką przeszłam ja (czyli mój facet rzucił mnie prosto na trasę i na bieżąco mówił mi, co i jak), po prostu dostosowuje się krok do warunków, bez zbędnej wiedzy definicyjnej i typologicznej. Podstawowy krok to tzw. klasyczny krok naprzemianstronny, gdzie wysuwając jedną nogę do przodu i wchodząc nią w ślizg, rękę z drugiej strony wyciągamy do przodu i opieramy kijek o ziemię, i tak na zmianę. Wygląda to tak: Krok klasyczny naprzemianstronny
I tego kroku nie mogłam załapać za żadne skarby. Mój chłopak bacznie mnie obserwował i dawał różne rady i wskazówki, mówiąc, co robię źle, ja starałam się to poprawiać, jak tylko mogłam i nic. Największą trudność stanowiła dla mnie naprzemienność tego kroku i poruszanie rękoma - mają być wyprostowane, ugięte? W którym miejscu mam opierać kijek? Pod jakim kątem wbijać kijki w ziemię? Ręce trzymać przy sobie, czy wyciągać je do przodu? Niby prosta rzecz, ale przebiegnięte 5 km pierwszego dnia pozostawiło mnie zupełnie bez nadziei.
Inne rodzaje kroków w klasyku to jednokrok, dwukrok, krok rozkroczny i bezkrok, po ich dokładny opis zapraszam na stronęna kanał na yt

Drugi styl biegania na nartach to styl łyżwowy. Jak sama nazwa mówi, prowadzi się tu narty pod kątem w stosunku do kierunku jazdy, tak jak w jeździe na łyżwach czy łyżworolkach. Wygląda to mniej więcej tak: technika łyżwowa. 

Sprzęt do biegu stylem klasycznym i łyżwowym nieco się różni, w tej drugiej technice narty są nieco krótsze, a kijki dłuższe, itp. Na tym poziomie wtajemniczenia nie wnikam w szczegóły. Łyżwa jest trudniejsza, więc nawet nie próbowałam biegać tym stylem, nie miałam też takiej ambicji:) 

Do tej pory moje wrażenia brzmią pesymistycznie, zdaję sobie z tego sprawę. Moje nastawienie zrobiło się jeszcze bardziej negatywne, gdy w pewnym momencie nie złapałam równowagi i zwyczajnie padłam na kolana, jakkolwiek by to nie brzmiało. Na szczęście lekko i niegroźnie, nic się nie stało.

Drugi dzień był... olśnieniem. Poszłam, wpięłam narty i już jakoś biegłam. Nie musiałam skupiać się już na odpowiednim ruszaniu nogami, na ustawianiu kijków, na rozprostowywaniu rąk. Załapałam ten rytm i zaczęłam nawet czerpać z tego przyjemność, w dodatku dzień był cudowny, bardzo słoneczny i ciepły, a widoki zapierające dech w piersiach. 


Tym bardziej mnie to dziwi, że tego dnia przez 3 km praktycznie cały czas podbiegaliśmy pod górę, a torów prawie nie było ze względu na topniejący dość mocno śnieg, poza tym było bardzo ślisko, bo to, co natopniało zeszłego dnia, przez noc zamarzło. No i na koniec powrotne 3 km zjeżdżaliśmy w dół, co prawda łagodniejszą trasą, niż się wspinaliśmy, ale zjazd to zjazd! W nartach biegowych jest dość zdradliwy, bo nie ma za bardzo jak hamować, a ja na nartach nie czuję się zbyt bezpiecznie, bo zjeżdżać nie umiem kompletnie. Podsumowując te wszystkie minusy - było cudownie! Ostatniego dnia już kompletnie wymiatałam, zrobiliśmy łącznie 9,6 km, a ja już biegłam tak swobodnie i płynnie, że nawet mój chłopak czasami nie mógł mnie dogonić. A tak wyglądały staty połowy naszego dystansu na moim runtasticu:




Jeśli z doświadczeń wyniesionych z tego wyjazdu mogę sformułować jakąś radę dla biegaczy, czy ogólnie ludzi aktywnych, którzy nie mieli do czynienia z nartami, a zastanawiają się nad spróbowaniem takiego rodzaju wysiłku, to będzie ona brzmiała: just do it! Dla mnie było to wspaniałe doświadczenie, mimo początkowego negatywnego nastawienia i trudności z nauką, a przecież nawet nie miałam instruktora. Ja osobiście zdecydowanie od teraz będę wybierać się regularnie na biegówki, nawet porządny upadek i mocne poobijanie się na koniec wyjazdu nie zmieniło mojego zdania...

Let's be fit together! :)

1 komentarz:

  1. Jazda na nartach to fajna sprawa. Sprawia dużo frajdy i daje lekki zastrzyk adrenaliny. Najważniejsze to umiejętne dobranie sprzętu i dobry humor na stoku :)

    OdpowiedzUsuń