sobota, 31 maja 2014

Brownie & Blondie - na Dzień Dziecka jako Myszka Miki :)

Dla moich dzieciaczków, dzisiaj ciasto zaczerpnięte z przepisu doliny smaków.


Ciasta jaglane są niezwykle pyszne, ale też i zdrowe. Ja zrobiłam je z podwójnej ilości produktów i jedno w formie Myszki Miki, takie jak było w oryginalnym przepisie (jako słodzika użyłam miodu), a drugie udekorowałam przepołowionymi truskawkami i tak zapiekłam. Polecam.

Zwróćcie uwagę, na zachwycającą, przytłaczająco genialną metamorfozę Mikiego - psychopatycznego mordercy z twarzą pociętą bliznami, w dobrze znaną nam, najsympatyczniejszą Myszę na świecie :)



piątek, 30 maja 2014

Tym razem coś nowego spod pióra mojego ulubieńca, mistrza literatury - Paulo Coelho - "Zdrada"

Następna książka przeczytana w czasie leżenia odłogiem to "Zdrada" Paulo Coelho. Muszę tu zaznaczyć, że jestem Jego absolutną fanką i upajam się wszystkim co napisał. Z ręką na sercu zaliczam Go do jednych z najlepszych współczesnych, oczywiście w moim mniemaniu, pisarzy na świecie
Przy "Zdradzie" także się nie zawiodłam :)



Jest to głęboka psychologiczna analiza tak naprawdę małżeństwa. Myślę, że każdy kto ma już więcej niż kilkuletni staż w małżeństwie, powinien sięgnąć po tę pozycję. Jest tu w specyficzny sposób, taki typowo Coelhowski, ukazany obraz małżeństwa, miłości szacunku, oddania. Ta zdrada tytułowa, której nie powinno może być, to myślę, że powoduje, iż bohaterka odkrywa co w życiu daje szczęście, co to jest miłość. Z kart tej książki dowiedziałam się, że "ważne, żebyśmy nauczyli się lepiej kochać. (...) Życie podsuwa tysiące okazji do nauki. Każdy mężczyzna, każda kobieta dzień w dzień stają przed możliwością oddania się Miłości. Życie nie przypomina niekończących się wakacji-to ciągła nauka. Najważniejsza jest lekcja miłości. Trzeba uczyć się kochać coraz lepiej."

Polecam :)

środa, 28 maja 2014

Niebo istnieje...Naprawdę!

Z racji mojego unieruchomienia i braku możliwości wykonywania czegokolwiek oprócz polegiwania, poleguję tak czytając wszystko co podleci po kolei. 
Wczoraj zakupiłam wiele nowych pozycji literackich wszelakiej maści. Pierwsza, po którą sięgnęłam dziś i szybko przeczytałam z wypiekami na twarzy, to właśnie "Niebo istnieje...Naprawdę!". Olbrzymi ładunek emocjonalny, historia, która utwierdza nas w przekonaniu, że to co w naszej wyobraźni nas czeka po śmierci, to jest pewne, to jest niebo. Rewelacja!!!!! 
Pierwsze miejsce na liście bestsellerów literatury faktu "New York Timesa" w 2011 roku.
Historię tę opowiada ojciec chłopca, który po nagłej operacji cudem wyzdrowiał ( lekarze nie dawali dziecku większych szans na przeżycie). W czasie tej operacji (wycięcia rozlanego niebezpiecznie wyrostka robaczkowego), Colton ( rzeczony chłopiec) odbył kilkuminutową podróż do nieba i z powrotem. 
Autor  przywołuje proste słowa własnego syna – ukazuje miejsce, które czeka na nas wszystkich, gdzie, jak mówi Colton  „nikt nie jest stary i nikt nie nosi okularów”.
"Niebo istnieje... naprawdę!" na zawsze zmieni sposób, w jaki myślisz o wieczności, pozwalając ci przyjąć perspektywę dziecka i uwierzyć jak ono. 
Jak super powiedział Colton "Bóg zawsze jest przy człowieku i mu pomaga". Bardzo mnie ta książka podniosła na duchu, zwłaszcza że w ostatnich dniach taka twarda sztuka jak ja trochę się rozmemliła nad sobą. Pokazuje jak w prosty sposób, taki dziecięcy i czysty można umacniać naszą wiarę. Wielka nauka dla mnie :)
Polecam, książka dla każdego.


poniedziałek, 26 maja 2014

Ciasto na Dzień Mamy dla Dzieci moich ukochanych:)

Dzisiaj z racji nadmiaru wolnego czasu mogę troszeczkę popisać i opisać dosyć fajne i proste i szybkie ciasto. Zrobiłam je w sobotę, kiedy to jeszcze mogłam istnieć w pozycji stojąco-chodzącej, (bo teraz po biegach niedzielnych, niestety jestem niepełnosprawna tzn. nie chodzę, nie siedzę, nie stoję tylko leżę w rozmaitych dogodnych pozycjach). No i piszę...


Zdrowa ( bo nie można inaczej) tarta z kremem budyniowo-kokosowym i owocami.


Składniki:

Na spód do tarty:

1 szklanka płatków owsianych zwykłych,
3 łychy otrębów owsianych,
5 łyżek oleju kokosowego

po wielkiej garści (nie mojej tylko mojego Męża) orzechów włoskich, pestek słonecznika, orzechów ziemnych bez soli, owoców goji, pestek dyni, migdałów
2 całe jaja,
2 łychy mleka kokosowego,
1,5 łyżki ksylitolu lub więcej jak kto woli,

Na krem budyniowo -kokosowy:
1/2 litra meka,
1 budyń czekoladowy eko bez cukru ( w naszym sklepie zdrowym),
2  łyżki ksylitolu,
3 łyżki oleju kokosowego,

pół szklanki wiórków kokosowych eko,

 Owoce na wierzch:
w moim przypadku truskawki i borówki


 


Działamy:

  1. Na wstępie wszystkie składniki na spód mieszamy ręką i wykładamy na tortownicę wyścieloną papierem do pieczenia. Brzegi muszą być wyciągnięte do góry.
  2. Następnie pieczemy spód około 25 minut i potem czekamy aż wystygnie.
  3. Kolejny krok to zrobienie budyniu z mleka z ksylitolem. Czekamy aż troszkę ostygnie, ale nie całkiem i wtedy dokładamy olej kokosowy i wiórki kokosowe. Mieszamy energicznie tworząc przepyszny krem.
  4. Krem wykładamy na wystudzony spód i znów czekamy coby stężał.
  5. Potem już tylko artystycznie układamy owoce według własnej wyobraźni i ciasto gotowe:)

Smacznego :)

 


środa, 21 maja 2014

Ortoreksja, czyli o tym, że kij ma zawsze dwa końce.

Zdrowy tryb życia.

Pięknie brzmi. Dla niektórych to upragniony cel sam w sobie, dla niektórych sposób na osiągnięcie wymarzonej sylwetki. Najogólniej rzecz ujmując składa się z dwóch czynników: zdrowego sposobu odżywiania się i aktywności fizycznej. Dzisiaj o zdrowym odżywianiu, z nieco innej, niecodziennej perspektywy. 

Wszyscy dobrze wiemy, że zdrowe odżywianie jest jak najbardziej pożądane i ma bardzo pozytywny wydźwięk. Sprawia, że dobrze wyglądamy, czujemy się jeszcze lepiej i zazwyczaj jest początkiem różnych zmian w życiu. Nowe, zdrowsze nawyki żywieniowe, rezygnacja z łatwych i szybkich rozwiązań typu fast food czy słodycze i słone przekąski na przegryzienie, przygotowywanie sobie posiłków na wynos do pracy czy na uczelnię. Później może rezygnacja z alkoholu, faza na zdrowe wersje słodyczy i ciast, hodowanie sobie w domu ziółek czy kiełków, zabieranie do kina własnych przekąsek zamiast popcornu (no cóż, ja tak czasem robię...), wyrzuty sumienia po jednej wizycie w McDonaldzie, okraszone bujnymi wizjami obecnej ilości morderczych tłuszczów trans w naszym organizmie. I tu moja intuicja podpowiada mi, że jest ta granica. Jeśli pójdziemy dalej, przestaniemy jeść posiłki u innych ludzi, bo nie wiadomo, z czego się składają, zaczniemy przynosić własne jedzenie na imprezy i przestaniemy jeść mięso nie ze względów etycznych, a dlatego, że nie wiadomo, jakie świństwa ta kura jadła, to... No właśnie, to co?

Badacze wskazują na powstanie nowego zaburzenia odżywiania - nie ma jeszcze oficjalnie takiego rozpoznania (jednostki nozologicznej w klasyfikacjach zaburzeń psychicznych), nie diagnozuje się takiego zaburzenia ani się go nie leczy, jednak pojawiają się niepokojące sygnały na temat osób, które wykazują symptomy ortoreksji.

Z obszaru zaburzeń odżywiania zapewne spotkaliście się w swoim życiu z jadłowstrętem psychicznym i żarłocznością psychiczną, czyli anoreksją i bulimią. Są to dwa najpoważniejsze i najczęstsze zaburzenia odżywiania. I powoli kiełkuje kolejne: ortoreksja.

Mówi się o niej jako o "patologicznej fiksacji na spożywaniu właściwej i zdrowej żywności" (Janas-Kozik, Zejda, Stochel, Brożek, Janas i Jelonek, 2012, s. 442). Dittfeld, Koszowska, Fizia i Ziora (2013, s. 394) określają ortoreksję jako "zaburzenie charakteryzujące się obsesją spożywania jedynie zdrowej żywności, co prowadzi do znacznych ograniczeń żywieniowych. W najbardziej zaawansowanych przypadkach chorzy rezygnują ze spożywania jakiejkolwiek żywności". Pojęcie ortoreksji zostało wprowadzone już w roku 1997, przez lekarza Stevena Bratmana, który sam cierpiał na ortoreksję. Osoby zmagające się z tym zaburzeniem unikają pewnych produktów i sposobów ich obróbki (np. mrożenia, smażenia, gotowania), dlatego że uważają je za niezdrowe. No i co? Czym się to różni niby od naszego, zdrowego sposobu jedzenia? W sumie tylko tym, że jest to obsesyjne. Myśli na temat jedzenia i komponowania posiłków, a także zabiegi i różne działania z tym związane, zajmują ogromną część dnia. Osoby takie narzucają sobie rygorystyczne zasady odżywiania się, które jest wg nich zdrowe, obsesyjnie pilnują składu i jakości swoich posiłków, zawsze muszą wiedzieć, co jest w ich jedzeniu i co wyląduje w ich brzuchu. Często mówią, że są tym, co jedzą, dlatego chcą jeść super zdrowo. 

Brak jest póki co wspólnej, oficjalnej że tak powiem definicji i kryteriów rozpoznania tego zaburzenia. Wg Bratmana i Knighta, można podejrzewać, że coś jest nie halo, kiedy odpowiemy twierdząco na co najmniej 4 spośród tych 10 pytań:

  1. Czy poświęcasz ponad trzy godziny dziennie na myślenie o zdrowym odżywianiu? 
  2. Czy planujesz posiłki dzień wcześniej?  
  3. Czy ważniejsze jest dla Ciebie to, co jesz, niż przyjemność płynąca z jedzenia? 
  4. Czy wraz z poprawą jakości diety wystąpiło u Ciebie pogorszenie jakości życia? 
  5. Czy jesteś coraz bardziej surowy w stosunku do siebie? 
  6. Czy jesteś w stanie poświęcić przyjemne doznania płynące z jedzenia, aby jeść to, co uważasz za właściwe? 
  7. Czy uważasz, że Twoja samoocena wzrasta, kiedy jesz zdrową żywność? Czy potępiasz ludzi, którzy nie odżywiają się zdrowo?
  8. Czy masz poczucie winy lub czujesz do siebie odrazę w przypadku odstępstwa od diety? 
  9. Czy Twój sposób odżywiania izoluje Cię od społeczeństwa? 
  10. Czy kiedy jesz zgodnie z przekonaniami, masz poczucie całkowitej kontroli?
Osoby dotknięte ortoreksją spędzają wiele czasu na kupowaniu produktów i przygotowywaniu posiłków idealnie bezpiecznych i czystych, nieskażonych żadnymi sztucznymi środkami czy dodatkami, nieprzetworzonych. Unikają jedzenia w miejscach, gdzie jedzenie przygotowywane jest przez kogoś innego (restauracje, imprezy) lub przynoszą ze sobą swoje własne jedzenie. W efekcie prowadzi to do izolacji społecznej takich osób. Jeśli odstąpią od swoich reguł, to mają tak duże poczucie winy, a nawet wstrętu do siebie, że karzą się za to surowo. Czasami dochodzi nawet do tego, że osoby takie wolą głodować niż zjeść coś, co w ich mniemaniu nie jest do końca zdrowe, a bezpieczna staje się tylko specjalnie wyselekcjonowana woda.

Ze względu na to, że osoby takie często wykluczają całe grupy produktów, ortoreksja jest bardzo groźna dla zdrowia. Prowadzi do poważnego niedożywienia, czasami śmiertelnego w skutkach, a także do wielu powikłań. 

Pisałam na początku o granicy między zdrowym jedzeniem a ortoreksją. Wydaje mi się bardzo płynna... Mimo że sama odżywiam się zdrowo i jest to dla mnie dosyć ważne w moim życiu, to czasami czuję, że niewiele trzeba, żeby znaleźć się "po drugiej stronie". Na szczęście co jakiś czas upewniam się, że jedzenie w mcdonaldzie raz na pół roku to dla mnie żadna zbrodnia, a wręcz przyjemność, tak samo jak zajadanie pysznych lodów i ciasta do kawy (to już znacznie częściej od mc). Czy warto narzucać sobie taki okrutny reżim żywieniowy, w którym absolutnie zabronione jest zjedzenie czegokolwiek niezdrowego? NIE WARTO! Po co...? Najważniejsze są zdrowe nawyki żywieniowe na co dzień. A to że trzy razy na miesiąc zjem kawałek ciasta do kawy albo pójdę na pizzę i piwo z przyjaciółką? So what? Świat się nie zawali, nacieszę się dobrym, niezdrowym jedzonkiem, upewnię się, że moje zdrowe posiłki są milion razy lepsze i wrócę tam za parę tygodni, żeby znów to poczuć.

Dittfeld, A., Koszowska, A., Fizia, K. i Ziora, K. (2013). Ortoreksja - nowe zaburzenie odżywiania. Annales Academiae Medicae Silesiensis, 67(6), s. 393-399.

Janas-Kozik, M., Zejda, J., Stochel, M., Brożek, G., Janas, A. i Jelonek, I. (2012). Ortoreksja - nowe rozpoznanie? Psychiatria Polska, 46(3), s. 441-450.

poniedziałek, 12 maja 2014

Bounty i rafaello czyli cukierki bez cukru czyli niebo w gębie:)

Dzisiaj anielski deser:)


Zdrowe cukierki kokosowe takie jak sklepowe "bounty"i "rafaello".


Składniki:

Na masę bountową czy rafaellową:

1 paczka 200 gr wiórków kokosowych,
3 łyżki mleka kokosowego ,
8 łyżek oleju kokosowego ( jeśli robimy nie za bardzo zdrowe delicje, to niektórzy będą woleli masło od oleju kokosowego, ale ja wolę zdrowe cukiereczki)
kilka obranych migdałów
ksylitol
Na czekoladową omaćkę:
2 łyżki karobu
9 łyżek oleju kokosowego
2 łyżeczki mleka kokosowego
1 łyżka ksylitolu 
 


Działamy:

  1. Na wstępie należy olej kokosowy doprowadzić do konsystencji płynnej ( można np. w kąpieli wodnej, ale ja zawsze to robię w mikrofalówce i wiem, że to nie jest ok) i dodać do niego łyżkę ( lub jeśli ktoś chce słodsze to więcej) ksylitolu i zmalaksować.
  2. Następnie do oleju dodajemy samo gęste mleko kokosowe.
  3.  Na końcu wsypujemy do powyższych składników wiórki kokosowe i mieszamy na gęstą i klejącą maź.
  4. Kolejny krok to wyłożenie mazi do pojemnika ( u mnie były to dwa kwadratowe szklane naczynia, a trzecią część przeznaczyłam na rafaello) . Należy nadzieniem tak jakby wykleić równo naczynia na około 0,5 do 1 cm wysokości i potem te naczynia wstawić do lodówki (jeśli włożymy do zamrażarki, to masa  szybciej stwardnieje). Kilka cukierków zrobiłam zanim masa zastygła. Po jednym obranym migdale oblepiłam masą kokosową i uformowałam kulki. Wyszło zdrowe rafaello.
  5. W czasie gdy reszta nadzienia twardnieje zabieramy się za zrobienie omaćki czekoladowej. 
  6.  Musimy wlać do miski płynny olej kokosowy .
  7. Następnie dodajemy karob ( ja dawałam karob, ale kakao też może być, Julcia woli np. kakao), ksylitol i wszystko to miksujemy. 
  8. Na koniec dodajemy  gęste mleko kokosowe. Szybko mieszamy i wkładamy na chwilę do zamrażarki i schładzamy tylko należy nie przegiąć z zamrażaniem, bo omaćka stwardnieje na kamień, a powinna jedynie być gęsta jak śmietana, coby można było w niej maziać cukiereczki.
  9. W tym czasie wyciągamy z lodówki czy zamrażarki szybko miski z nadzieniem i kroimy na małe  kwadraciki lub prostokąciki ( tak jak my) lub jakie tam kształty chcemy.
  10. Jeśli czekoladowa maź jest już gęsta,  to wyciągamy ją z zamrażarki i maczamy w niej pokrojone cukierki. wykładamy je na talerz i delicje gotowe. Ja zawsze robię kilka cukiereczków bez czekoladowej omaćki.   Zdrowe cukierki. Polecam są przepyszne.

Smacznego :)

 


czwartek, 8 maja 2014

Dzisiaj na blogu o naszym wrogu:)

Nasz wróg niemiły – kontuzja, to zmora okropna. Długa, ciągnąca się w czasie i niezwykle wykańczająca psychicznie, jak mniemam, każdą biegaczkę i biegacza.
Dlaczego? Ano dlatego, że niewiele możesz zrobić, aby przyspieszyć regenerację (najczęściej naciągniętego, naderwanego, a nie daj Boże nikomu zerwanego mięśnia). Może to być mięsień w łydce, może być (tak jak u mnie) przywodziciel, może być (jak u Mani) podżebrowy i każdy inny, który wykonuje jakąkolwiek pracę w czasie biegu (i nie tylko biegu, bo Mania swoje kontuzje łapie uprawiając jogę). Gama kontuzji, które czekają na biegacza, jest bardzo szeroka. Oprócz mięśni są też inne bolączki, ale te kontuzje mięśniowe to prawdziwa zaraza (prawda, Martusiu?).
Biegam już drugi rok i myślałam, że dosyć racjonalnie podchodzę do mojej pasji. Racjonalnie, to znaczy, że mam cały czas w głowie podstawowe obowiązki zdrowotne, których przestrzegam, tym samym wystrzegając się niemiłych hipotetycznych sytuacji towarzyszących nam, biegaczom.

Zdrowe odżywianie -  ZAWSZE
Sen -  ZAWSZE
Badania - ZAWSZE
Rozgrzewka - RZADKO
Rozciąganie - ZAWSZE
Cross trening -  RZADKO

I przez takie RZADKO właśnie pomogłam kontuzji mną owładnąć i wyłączyć na wiele dni z ukochanego biegania. Oprócz tego też przegięcie z treningiem i ciągła pewność, że nic mi nie będzie, gdy spróbuję przetrenować początkowo pojawiający się niewielki bólik.
Odpuść!!!! Jeśli pojawia się jakikolwiek ból, zaczekaj aż przestanie cokolwiek pulsować i wtedy trenuj. Jeśli jesteś chojrakiem, to się załatwisz, tak jak ja, na kilkanaście już dni.

Nikt nie da nam gwarancji na uniknięcie kontuzji, ale dzięki niewielkim działaniom profilaktycznym możemy zminimalizować ryzyko ich wystąpienia. Wiele osób zaczyna biegać po latach bezczynności, po latach komputerowych i telewizorowych i w ogóle siedząco-leżących. Musimy w takiej sytuacji dać czas naszemu organizmowi na zaadoptowanie się do sportowego trybu życia i nie daj Panie Boże nie zaczynać z grubej rury, czyli dużo i często i na maksa. Większość kontuzji spowodowanych jest właśnie zbyt częstym i zbyt intensywnym treningiem i brakiem rozciągania odpowiednich mięśni, brakiem cross treningu.

Ja jestem dobitnym przykładem chojraczki, która była pewna, że super się rozciąga, bo joga, że siłowo też ok, bo z raz w tygodniu poćwiczę, a często skakanka, dwa razy w tygodniu „biegambolubię” i ćwiczenia siłowe, ale to i tak nie zapobiegło tej cholernej kontuzji.
Przeciążyłam sobie mięsień przywodziciela, tak że nie mogę już biegać drugi tydzień. Wszystko robię, aby go zregenerować: zimne okłady, masaże, taping, maść przeciwzapalna, a boli tak że nie mogę chodzić, klęczeć, a co dopiero biegać. (Podstawowa rada dla początkujących "kontuzjowiczów"- nigdy podrażnionego mięśnia nie rozgrzewajcie, jeśli jest jakikolwiek stan zapalny, to należy robić lodowe okłady, absolutnie nie gor0ące!!!!! Najlepszy jest zamrożony woreczek z groszkiem zielonym, bo dobrze się układa.) Nie ma rady, nie ma mocnych, czas regeneracji może sięgać nawet kilku, a w ekstremalnych przypadkach kilkunastu tygodni.

Ja już dostaję wariacji, bo nie mogę sobie wyjść i pobiec, bo boli i nic na to nie poradzisz.
Dlatego początkujący biegacze uważajcie z intensywnością ćwiczeń, rozgrzewajcie i rozciągajcie mięśnie, aby Was nie dopadła kontuzja, która niszczy radość i szczęście z biegania.
Dzisiaj pierwszy raz wstałam i nie czułam bólu idąc do toalety, potem przy chodzeniu czułam, ale już mniej. Może w niedzielę pobiegnę!

Precz kontuzjo!!!!!

Od teraz cross trening i solidne rozciąganie i zawsze, zawsze rozgrzewka.

poniedziałek, 5 maja 2014

Podstawowy ubiór jeźdźca

Hej :)
Dość dawno nie pisałam, ale mam nadzieję, że powrócę do regularnego dodawania postów :)

Dzisiaj znowu o koniach, a dokładniej o stroju, bo według mnie to baaardzo ważna sprawa, żeby strój był wygodny i w dobrym rozmiarze, bo jeśli na koniu czujemy się niekomfortowo w swoich ciuchach, to trudniej będzie nam się skupić na poprawianiu błędów i na dobrym wykonywaniu ćwiczeń. A więc zacznijmy od podstaw.

Na dobry początek...

Na pierwszą jazdę i na kilka następnych najlepiej jest ubrać leginsy lub jakieś inne spodnie, ale takie, żeby w żadnym miejscu nie obcierały i były wygodne.
Co do butów to najlepiej sprawdzą się zwykłe adidasy, ewentualnie trampki. Muszą być dość elastyczne.
Dobra stajnia powinna posiadać kaski (toczki) dla jeźdźców, więc nie musicie się o to martwić.

Coraz lepiej...

Jeśli już coś tam ogarniacie i jesteście zdecydowani, że będziecie jeździć konno, możecie zakupić trochę bardziej profesjonalny sprzęt.

Bryczesy - specjalne spodnie, które zapewniają swobodę ruchów. Nie posiadają szwów po wewnętrznej stronie nóg (dzięki temu nie obcieramy się o siodło). 

Sztyblety - buty do kostek (najczęściej skórzane), które mają malutki obcas, co pomaga utrzymać nogę w strzemieniu. Po wewnętrznej stronie zaopatrzone są w gumę, która pomaga przy zakładaniu i ściąganiu butów.

Sztylpy lub Czapsy -  Są to tak jakby ochraniacze na nogi. Zaczepia się je o buty i nosi zamiast wysokich oficerek. W przeciwieństwie do wysokich butów zapewniają dużo więcej swobody.

Rękawiczki - Dzięki nim ręce nie będą się obcierać o wodze. Mogą być skórzane.

Toczek - Jest to ochronny kask na głowę. Chroni ją przed uderzeniem np. w trakcie upadku.

Myślę, że to najważniejsze części stroju jeźdźca. Chodzi tutaj głównie o to, by na koniu było nam wygodnie i byśmy zadbali o podstawowe środki bezpieczeństwa - takie jak np. toczek. Dzięki dobrze dobranym ciuchom unikniemy obtarć, małych ranek i będziemy mogli skupić się w pełni na nauce jazdy.

  
Jeszcze mały dodatek :)


Irios-H - kilkutygodniowy źrebaczek :)

Skaczemy z Selmą :) Niezbyt dobra jakość :D