niedziela, 21 września 2014

Chipsy z jarmużu na finał siatkówki :)

Przepis znalazłam na jadłonomi. Od pierwszego wykonania zakochałam się w nich i robię codziennie, bo zajmuje mi to zaledwie kilka minut, a efekt... Zwłaszcza, że jarmuż to niekwestionowany lider zdrowotności.Tak naprawdę to pierwszy raz spróbowałam go w tym roku, ale już robiłam z niego koktajle, sałatki i sos do makaronu, ale te chipsy to po prostu, jak mówią nastolatki, czad :) 


Jarmuż  to odmiana botaniczna kapusty warzywnej. Jest zalecany w diecie biegaczy. Roślina ta zawiera silne przeciwutleniacze i posiada niezwykłe właściwości przeciwzapalne. Jest bogatym źródłem beta-karotenu, witaminy K, witaminy C, witamin z grupy B, witaminy E, luteiny, a także wapnia. Podobnie jak brokuły, o których kiedyś pisałam, zawiera sulforafan - związek posiadający właściwości przeciwnowotworowe. Jarmuż jest także doskonałym źródłem żelaza, fosforu i magnezu. Więcej witaminy C niż jarmuż posiada jedynie papryka i natka pietruszki. Jarmuż zalicza się do warzyw lekkostrawnych, zalecanych zwłaszcza osobom starszym i dzieciom. Można go zjadać na surowo, zapiekać, smażyć, gotować oraz dodawać do różnych zup, no i oczywiście robić chipsy, które polecam. Ja je przyprawiam oliwą przeze mnie aromatyzowaną suszonymi pomidorami i czosnkiem i odrobiną soli himalajskiej.




 Idę oglądać mecz :)


Jarmuż należy do rodziny kapustnych. To ta sama rodzina do której należy kapusta (oczywista sprawa), pak-choi, tasoi, inne zieleniny chińskie, brokuły, rośliny musztardowe (np. mizuna) etc. Obecnie robi się (znowu) modną rośliną, ale w rzeczywistości jarmuż był uprawiany od bardzo dawna. Niektórzy twierdzą wręcz, że to roślina najbliżej spokrewniona z dziką kapustą, czyli najmniej zmodyfikowana przez uprawę. Jarmuż,razem z rzepą jedzono również chętnie w średniowieczu: było to typowe pożywienie chłopskie. - See more at: http://ziolowyzakatek.com.pl/jarmuz/#sthash.dFUFGfXs.dpuf
Jarmuż należy do rodziny kapustnych. To ta sama rodzina do której należy kapusta (oczywista sprawa), pak-choi, tasoi, inne zieleniny chińskie, brokuły, rośliny musztardowe (np. mizuna) etc. Obecnie robi się (znowu) modną rośliną, ale w rzeczywistości jarmuż był uprawiany od bardzo dawna. Niektórzy twierdzą wręcz, że to roślina najbliżej spokrewniona z dziką kapustą, czyli najmniej zmodyfikowana przez uprawę. Jarmuż,razem z rzepą jedzono również chętnie w średniowieczu: było to typowe pożywienie chłopskie. - See more at: http://ziolowyzakatek.com.pl/jarmuz/#sthash.dFUFGfXs.dpuf
Jarmuż należy do rodziny kapustnych. To ta sama rodzina do której należy kapusta (oczywista sprawa), pak-choi, tasoi, inne zieleniny chińskie, brokuły, rośliny musztardowe (np. mizuna) etc. Obecnie robi się (znowu) modną rośliną, ale w rzeczywistości jarmuż był uprawiany od bardzo dawna. Niektórzy twierdzą wręcz, że to roślina najbliżej spokrewniona z dziką kapustą, czyli najmniej zmodyfikowana przez uprawę. Jarmuż,razem z rzepą jedzono również chętnie w średniowieczu: było to typowe pożywienie chłopskie. - See more at: http://ziolowyzakatek.com.pl/jarmuz/#sthash.dFUFGfXs.dpuf

wtorek, 16 września 2014

V lekcja facefitness



Ćwiczenia zapobiegające bruzdom nosowo-wargowym


  1. Najlepiej jak zwykle przed lustrem, wykonaj grymas marszczenia nosa, unieś wargę górną z maksymalnym odsłonięciem górnych zębów oraz zmruż (nastąpi to z pewnością odruchowo) oczy. Utrwal minę wściekłego psa na 5 sekund, rozluźnij mięśnie. Powtórz ćwiczenie 10 razy i zakończ szerokim uśmiechem. Przy tym ćwiczeniu najlepszym wzorem do naśladowania jest rozdrażniony, szczerzący zęby pies.
  2. Ułóż opuszki palców środkowych na małych zagłębieniach po obu stronach skrzydełek nosa. Następnie zmarszcz mocno nos jednocześnie unosząc jego czubek najwyżej. Powtórz ćwiczenie 10 razy i zakończ szerokim uśmiechem.
  3. Wessij oba policzki najmocniej i najgłębiej jak potrafisz. Wytrzymaj w ćwiczeniu przez 5 sekund i rozluźnij mięśnie. Powtórz ćwiczenie 10 razy i zakończ szerokim uśmiechem.
  4. Zamknij usta, a następnie zrób tzw. „małpkę”, czyli wysuń język przed przednie zęby, napnij mięśnie górnej wargi i wytrzymaj tak przez 5 sekund, po czym rozluźnij mięśnie. Powtórz ćwiczenie 10 razy i zakończ szerokim uśmiechem.

piątek, 12 września 2014

Tajemniczy składnik treningu, który odmieni Twoje życie.

Nie wszyscy go znają. Niektórzy traktują go pobłażliwie, nie dowierzają w jego skuteczność, albo kompletnie go ignorują. A mówi się, że to tak samo ważna, jak nie bardziej, część treningu, co sam trening. Wiecie, o czym mówię?

REGENERACJA.

Niby banał, no bo po prostu trzeba spać 7-8 godzin i nie trenować codziennie. Ja myślę o regeneracji w nieco inny sposób i mam nadzieję przekazać Wam bardziej holistyczne podejście do tej sprawy.

Według mnie, regeneracja to wszystko to, co składa się na nasze życie poza treningami. Nie wystarczy spać 7 godzin dziennie i robić jeden czy dwa dni odpoczynku (rest day z angielska) w tygodniu, jeśli poza tym w weekendy zalewamy się w trupa, po treningu puszczamy dymka, żywimy się tylko kebabami i jajecznicą, a przez cały tydzień po 10 godzin siedzimy przy biurku i mamy taki poziom stresu, że kłęby dymu ze spalonych przewodów wydostają się już przez nasze uszy.

Regeneracja wymaga podejścia do swojego ciała z uwagą i troską. Rozpoznawać, co nam służy, a co nie. Trening, który ma na celu tylko i wyłącznie, kolokwialnie mówiąc, przypakowanie, albo schudnięcie, albo zabicie wyrzutów sumienia, może nawet szkodzić. Wysiłek fizyczny nie jest dla naszego organizmu obojętny, tym bardziej jeśli jest bardzo intensywny, lub po prostu niedostosowany do naszych możliwości. Jeśli trening to element, który funkcjonuje w zupełnym oderwaniu od reszty naszego życia i nic w nim nie zmienia, to bardzo prawdopodobne, że szybko poznamy, co to kontuzja, przetrenowanie, czy spadek motywacji. 

Człowiek to całość. Nie da się go porozdzielać na odrębne kawałki. Jeśli chcesz żyć zdrowo, w zgodzie ze sobą, jeśli chcesz czuć się dobrze i pracować nad równowagą w Twoim organizmie, to uważam, że warto zwrócić uwagę na następujące elementy:

  1. Poziom treningu. Czy jest dostosowany do Twoich możliwości? Czy nie robisz niczego ponad swoje siły? Zastanów się nad tym. Lepiej zacząć powoli, delikatnie, i stopniowo zwiększać intensywność. Trening dostosowany do możliwości sprawia większą przyjemność i zwiększa motywację do dalszej pracy. Po prostu da się go pokochać.
  2. Sen. Tak, wiem, wszędzie się o tym tłucze, że trzeba spać 7-8 godzin, a Ty śpisz po 5-6 i czujesz się dobrze? Do czasu... Sen to podstawa. Niektórzy potrzebują go więcej, niektórzy mniej, spróbuj wyczuć, ile Ty go potrzebujesz. Staraj się budzić się z poczuciem wyspania i energii. Inaczej bardzo łatwo o przetrenowanie, brak chęci do czegokolwiek i ogólne zblazowanie.
  3. Sposób odżywiania. Jak człowiek trenuje, to potrzebuje dostosować do tego swój sposób jedzenia. Czyli przede wszystkim co i kiedy je. Ciężko odbudować i zregenerować mięśnie po treningu zestawem z pierwszego lepszego fast-fooda. Nasze ciało to nie śmietnik, wypadałoby traktować je z szacunkiem, no bo bądź co bądź - mamy tylko jedno. Niedopuszczalne jest też głodzenie się! Do treningu potrzebne jest paliwo! Oczywiście, inaczej powinny odżywiać się osoby, które chcą zrzucić wagę i uprawiają sporty wytrzymałościowe, takie jak bieganie, a inaczej ci, którzy pracują nad rozbudowaniem masy mięśniowej. Żadna z tych osób nie powinna jednak trenować na głodnego, bo bez paliwa organizm będzie o wiele mniej wydajny, przez co trening nie będzie taki, jakbyśmy chcieli, bo po prostu zabraknie nam sił. Poza tym nie działa to dobrze ani na odchudzanie, ani na rzeźbę - raczej na gromadzenie tkanki tłuszczowej, bo organizm będzie się bronił przed głodem i odkładał "na zapas". Dlatego warto trenować ok 2-3 godziny po głównym posiłku, a po treningu zjeść przekąskę na 100-200 kcal, która pozwoli zregenerować mięśnie, albo odwrotnie - ok. 30 min przed treningiem wszamać przekąskę, a po treningu zjeść główny posiłek. Nagradzajmy się jedzeniem za wysiłek, który włożyliśmy w trening, bo zasługujemy na to. Niektórzy tylko muszą przedefiniować "nagradzanie się" - no bo jak można nazwać nagrodą słoik nutelli albo pudełko pizzy, skoro wcale nie są one dla naszego organizmu dobre ani przyjemne? A, przepraszam, przyjemne są, przez jakieś 10 minut po fakcie, bo jest nam słodko, czy tam tłusto, i cudownie. Później przychodzą wyrzuty sumienia, szybki głód i chęć na więcej, problemy z trawieniem, ospałość i brak energii, a nawet problemy z cerą, bo organizm próbuje wyrzucić z siebie te toksyny przez skórę. Hm. Warto było? Nagradzanie się za wysiłek powinno polegać na dostarczaniu sobie tego, czego organizm potrzebuje - świeżych warzyw i owoców, produktów zbożowych z pełnego przemiału, nabiału, mięsa, ryb, zdrowych tłuszczy, itp. itd., wiemy o co chodzi. Oczywiście nikomu nie zaszkodzi kawałek ulubionego ciasta czy kanapka z nieszczęsną nutellą raz na jakiś czas, choćby i raz na tydzień, pod warunkiem, że potrafimy to kontrolować i zjeść normalną, rozsądną porcję, a nie pół blachy, czy cały słoik. Grunt, żeby mieć zdrowe nawyki i na ogół zdrowo jeść, a tzw. cheat meal choćby raz na tydzień jest nawet pożądany. Byleby jeden taki cheat meal nie osiągał takich wartości kalorycznych, jakie pochłaniamy normalnie w ciągu 3 dni. O odżywianiu się można by długo, w skrócie chodzi jednak o to, żeby poprzez jedzenie zapewniać sobie energię, siłę i regenerację, a przy tym przyjemność.
  4. Substancje psychoaktywne. Sama wiem, jak to jest, kiedy chce się biegać dzień po piciu alkoholu. Dla mnie to okrutne uczucie i zdarzyło mi się może dwa razy, od tego momentu, jeśli mam ochotę na alkohol, to piję go tylko wtedy, jeśli następnego dnia nie mam treningu. Jednak dwa piwa lub butelka cydru to mój stanowczy górny limit, od święta. Alkohol szkodzi, zawsze i wszędzie, nieważne w jakich ilościach, o jakiej porze dnia, ani z kim pijemy. Po prostu szkodzi. Utrudnia regenerację i wybija organizm z rytmu. A co dopiero kac, albo, co gorsza, zatrucie alkoholowe? Nasz organizm po prostu nas błaga: Nie rób mi tego więcej! Dobra regeneracja wg mnie oznacza brak alkoholu. Albo alkohol w bardzo nieznacznych ilościach, no bo, znowu, nie ma po co sobie niczego całkowicie, absolutnie i na zawsze odmawiać. Papierosy natomiast są w moim mniemaniu nie do pogodzenia z treningiem i ciężko mi sobie wyobrazić taką wybuchową mieszankę. Wydaje mi się, że jak się trenuje, to o wiele mniej chce się pić czy palić. Inaczej jest pewnie w przypadku osób uzależnionych, ale za to wysiłek ułatwia rzucenie picia/palenia.
  5. Siedzący tryb życia. Nie działa na nas zbyt dobrze. Mięśnie mamy spięte, po pewnym czasie wszystko zaczyna boleć, a nasza przemiana materii sięga poziomu leniwca. Warto choćby co godzinę wstać, przejść się, poruszać się przez 15 minut, porozmawiać albo wypić kawę na stojąco, porozciągać się trochę. Poranne przebiegnięcie 15 km i późniejsze 8 godzin na krześle trochę się kłóci ze sobą i skutkuje poważnym brakiem równowagi.
  6. Chroniczny stres. Trening oddziałuje na organizm w podobny sposób jak stres. Pełna mobilizacja organizmu, adrenalina, podwyższone tętno, itp. Dlatego poza treningami warto się wyciszyć. Zwolnić. Zrelaksować się. Oczywiście, że każdy ma swoje problemy, pracę czy naukę, obowiązki, odpowiedzialność, co powoduje stres. Ale do pewnego stopnia możemy to kontrolować - sposób, w jaki reagujemy w stresowych sytuacjach, nasze nastawienie i sposób myślenia, a przede wszystkim to, jak sobie z tym stresem radzimy. Zamknięcie oczu i policzenie do 10 działa czasem cuda, nie mówiąc o technikach oddechowych i innych technikach relaksacyjnych, jodze, masażach, relaksie w ciepłej kąpieli z książką, itp. O takich sposobach też warto pamiętać i fundować sobie czasem taki relaks dla ciała i ducha.
  7. Rozciąganie. W mięśniach gromadzi się bardzo dużo napięcia, przez treningi i stres. Rozciąganie jest absolutnie konieczne po treningu, fajnie by było poświęcić mu trochę uwagi i czasu, a nie z niechęcią i niedbale odhaczyć. Podczas trenowania mięśnie się napinają i kurczą, warto je porządnie rozciągnąć i rozluźnić, by powróciły przynajmniej do stanu sprzed treningu. To potrafi być zbawienne i znacząco ograniczyć potreningowe bóle. Uważam, że warto też rozciągać się niezależnie od treningu, po prostu codziennie, żeby zrelaksować mięśnie. Nie wiem czy wiecie, ale nie tylko napięcie psychiczne (stres, itp.) powoduje napięcie mięśni, ale i na odwrót - napięcie mięśni też wpływa na to psychiczne. Im bardziej rozluźnione ciało, tym bardziej zrelaksowany umysł.


    Pamiętajcie o rozciąganiu!:)

  8. Inna aktywność fizyczna. Warto też poruszać się czasami dla samego ruchu, nie dla wyników, efektów. Dla samej przyjemności płynącej z lekkiej, rekreacyjnej aktywności fizycznej. Dlatego czasami można poćwiczyć jogę, wybrać się na rolki, a nawet na zwykły spacer. Świetnie działa zabawa z psem, czy aktywne spędzanie czasu z dzieckiem, wycieczka rowerowa. Albo nasz standardowy trening o nieco mniejszej intensywności, bez parcia na wynik, na pięcie się w górę. Przetruchtanie 5 km w tempie 7:30 min/km wciąż jest świetnym sposobem na ruch i wciąż dostarczy Ci ogromnej przyjemności, nawet jeśli Twój standardowy trening to 15 km w tempie 5:30. Zawsze warto mieć przed oczami szerszy obraz. Po co to robimy? Dla siebie, dla własnej przyjemności i satysfakcji. Dobrze by było o tym nie zapomnieć. Pamiętajmy zawsze, że najważniejsza jest radość z treningów - gdy to zanika, to znak, że coś trzeba zmienić.
A co Wy sądzicie o regeneracji?:)


 

poniedziałek, 8 września 2014

IV lekcja facefitness



Ćwiczenia na ujędrnienie policzków


  1. Nadymaj oba policzki naraz jednocześnie trzymając zamknięte usta. Wytrwaj w ćwiczeniu przez 5 sekund. Następnie wypuść powietrze. Powtórz ćwiczenie 10 razy i zakończ szerokim uśmiechem.
  2. Inna wersja powyższego ćwiczenia - maksymalnie nadymaj policzek prawy i wytrzymaj w ćwiczeniu przez 5 sekund, a następnie tę sama czynność powtórz na lewy policzek i także wytrzymaj przez 5 sekund. Wykonuj ćwiczenie naprzemiennie nadymając raz prawy, raz lewy policzek. Powtórz ćwiczenie 10 razy na każdy policzek i zakończ szerokim uśmiechem. To moje ulubione ćwiczenie  i dzięki niemu nie jestem wklęsła od biegania.
  3. Utrzymuj przez 5 sekund jak najsilniej zaciśnięte zęby, następnie rozluźnij szczękościsk. Powtórz ćwiczenie 10 razy i zakończ szerokim uśmiechem.
  4. Tak jak kiedyś wspomniałam nieocenionym ćwiczeniem poprawiającym naszą urodę jest uśmiech. W tym ćwiczeniu pożądana jest przesada, wyjaskrawienie tej czynności i utrzymanie maksymalnego napięcia zaangażowanych w nią mięśni. Po prostu własne odbicie w lustrze obdarz szerokim, promiennym uśmiechem, starając się maksymalnie unieść kąciki ust i pozostań w tym uśmiechu przez 10 sekund. Następnie rozluźnij mięśnie i powtórz ćwiczenie 10 razy, a najlepiej wiele razy w ciągu dnia.


piątek, 5 września 2014

Zdrowy fast food i pulpeciki

Czy fast food może być zdrowy? Ano może, przekonajcie się sami, a na dodatek sycące pulpety, które robimy za jednym zamachem, kiedy tylko zapragniemy właśnie burgerów. Dziś wersja gryczana, ale mogą być jaglane, jęczmienne, z soczewicy czy cieciorki. Co Wam tylko się nawinie. Zachęcam do eksperymentowania z podstawowym składnikiem do burgerów i pulpetów, ale także z dodatkami, bo do bułek można dodać ananasa, avocado, pomidora, smażoną cukinię czy bakłażana, a do pulpetów zamiast mozzarellek np. jajeczka przepiórcze albo suszoną śliwkę. Im bardziej wymyślne, tym smaczniejsze. Zapraszam do skorzystania z mojego przepisu. Gdyby zamiast jaja  dodać odrobinę mleka kokosowego, to burgery byłyby całkiem wege! :)

 

Gryczane burgery i pulpety gryczane z mini mozzarellkami


Składniki wspólne dla dwóch potraw:



2 szklanki nieprażonej sypkiej kaszy gryczanej prosto od rolnika,
pół kilograma pieczarek, 
1 cebula,
sól himalajska,
świeżo mielony pieprz,
1 jajko,
garść otrębów gryczanych,
oliwa z oliwek do smażenia.

 
Składniki dodatkowe do burgerów:


6 bułek z mąki z pełnego przemiału z ziarnami,
sałata lodowa i rucola,
papryka czerwona, 
2 ogórki małosolne,
swój majonez i ketchup,
przyprawy według swojego gustu 


Składniki dodatkowe do pulpetów:

  mini mozzarelki
  

  Działamy:

  1. Na początku gotujemy kaszę gryczaną bez żadnych przypraw w podwójnej ilości wody w stosunku do kaszy.
  2. W tym czasie myjemy pieczarki, odkładamy 5 sztuk, a resztę razem z obraną cebulą mielimy i smażymy na oliwie z oliwek.
  3. Ugotowana kaszę nieco przestudzona blenderujemy na gładką masę, dodajemy usmażone pieczarki z cebulą, jajko, otręby i przyprawy. To jest gotowa masa na burgery i pulpety. Teraz dzielimy masę na pół i z jednej części przygotowujemy burgery na kolację, a z drugiej pulpety w pieczarkach z mozzarellkami na obiad na drugi dzień.

Burgery 

  • Na patelni rozgrzewamy odrobinę oliwy z oliwek.
  • Z przygotowanej masy formujemy najpierw kulki, a potem płaskie burgery i smażymy z dwóch stron na nagrzanej mocno patelni z jednej i drugiej strony do apetycznego zrumienienia. Należy smażyć właśnie na mocno rozgrzanej patelni, aby nie dopuścić do rozpadania kotletów, ale też uważać aby ich nie przypalić.


  • Gdy kotlety się smażą, podpiekamy w piekarniku przekrojone na pół bułki.
  • Następnie na spodzie każdej buły smarujemy majonez, na nim układamy sałatę lodową, po czym kładziemy burgera, a na nim paprykę, ogórka i rukolę i polewamy ketchupem. Zakrywamy zdrową wieżyczkę górną częścią buły i bon apetit.


Burgery to alternatywa dla niezdrowych fast foodów tak uwielbianych przez nasze dzieci. Moje wolą takie zdrowe odmiany i nawet Mężowi smakowały, tylko nie chciał wiedzieć, z czego są kotlety, bo jeszcze dostaje wysypki, jeśli słyszy, że coś jest zdrowe... Ale Go przekonujemy.


Pulpety


  • Z przygotowanej masy odrywamy większe kulki niż na burgery, rozpłaszczamy na dłoni i w środek wkładamy mozzarelkę, a następnie formujemy zgrabne pulpety.
  • W naczyniu żaroodpornym wylewamy nieco oliwy z oliwek i układamy pulpety.
  • Resztę pieczarek kroimy na szatkownicy i posypujemy pulpety, doprawiamy odrobiną soli i pieprzu i kropimy oliwą.


  • Następnie przykrywamy naczynie folią aluminiową i wkładamy do piekarnika nastawionego na 180 stopni i pieczemy przez pół godziny.
  • Podajemy z surówką z kiszonej kapusty z orzechami włoskimi i pestkami dyni, sowicie skropioną oliwą z oliwek, przyprawioną wg swego gustu. Ja np. zawsze dodaję łyżeczkę ksylitolu, pieprz i trochę soli. Obiad rewelacja. Polecam :)



Taki burger na kolacje to skarb!


środa, 3 września 2014

Mity żywieniowe

Tak sobie myślę, że żyjemy w cudownych czasach. Wszystko jest w zasięgu ręki. Idziemy do supermarketu na zakupy i mamy dostęp do wszystkiego, co nam się zamarzy: pieczywo, owoce, warzywa, mięso, ryby, nabiał, wędliny, przetwory mleczne, jajka, produkty zbożowe, orzechy, napoje, słodycze, mrożonki, konserwy, ciastka, czipsy, alkohol... Można by wymieniać w nieskończoność. Czy to nie jest piękne? Nie musimy już biegać za mamutem, uciekać przed tygrysem, zbierać każdego wyrosłego z ziemi zielska i sprawdzać, czy się nim nie potrujemy. Jak dla mnie fantastycznie.

Ma to jednak swoje minusy... 

Po pierwsze, polując na mamuty i bizony i uciekając przed krwiożerczymi panterami, fundowaliśmy sobie kawał niezłego kardio. Nawet z obciążeniem, bo trzeba było popylać z włócznią pod ramieniem. Kobiety oczywiście mniej, a nawet wcale, ale zbieraczy tryb życia, utrzymanie domu i dzieci przy życiu też swoje robiły (tu mam feministyczne skojarzenia, ale daruję sobie). Podsumowując, workout był dzień w dzień odhaczany. W zasadzie życie to był jeden wielki workout. Dzisiaj co najwyżej porozciągamy się trochę przed komputerem, pójdziemy schodami, zamiast wołać windę, albo posiedzimy na piłce szwajcarskiej zamiast na poczciwym krześle. Oczywiście mamy (lub nie mamy, to zależy od jednostki) wydzielony czas na ćwiczenia, np. godzinę na siłownie trzy razy w tygodniu, czy tam 1,5-godzinne rozbiegania po 3-4 razy na tydzień. Przyznajmy jednak i uświadommy (piękne słowo) sobie, że te kilka godzin tygodniowo to nic w porównaniu do, dajmy na to, 10 godzin dziennie przesiedzianych przed biurkiem, stołem, telewizorem. Nie umniejszając nikomu, oczywiście, jego wysiłku, bo w dzisiejszych czasach to i tak jest godne podziwu.

Po drugie, jedzenie. Dieta była taka trochę raw, tyle że z mięsem. Wszystko się brało z natury, tak jak Pan Bóg stworzył, bo przecież człowiekowi prehistorycznemu (taka dygresja: nie zastanawiało Was nigdy to określenie? Nie szukałam informacji na ten temat, ale co to za człowiek, który istniał przed historią?) nie w głowie było zasiadanie w laboratorium i płodzenie glutaminianu sodu, sorbitoli, aspartamu, syropu glukozowo-fruktozowego, cukru inwertowanego, sorbinianu potasu, itp., itd. Jadło się tylko to, co wyrosło z ziemi, albo co się własnoręcznie ukatrupiło swoją dzidą. To oczywiście też miało swoje dobre i złe strony, ale tutaj chodzi mi o to, że brak było wtedy chemii w jedzeniu. Dziś wszystko musi smacznie wyglądać (barwniki), smacznie pachnieć (aromaty), super intensywnie smakować (wzmacniacze smaku), mieć fajną konsystencję (emulgatory, substancje żelujące, itp.), być słodkie (wszelkie substancje słodzące), a przede wszystkim musi długo stać w lodówce i się nie psuć (konserwanty), bo komu się chce chodzić codziennie do sklepu? A przy tym wszystkim musi być tego dużo i musi być TANIE. Im więcej syfu w produkcie, tym jest tańszy. Bo po co dodawać truskawkę, skoro można dodać aromat identyczny z naturalnym? 

W tym momencie dochodzimy do tematu mitów żywieniowych. Każdy z nas ma swoje przekonania na temat żywienia, które kierują jego postępowaniem i wyrażają się zawartością talerza. Niektóre z tych przekonań to mity. Jesteśmy głęboko przekonani, że coś jest zdrowe, albo że coś szkodzi, i w wyniku tego albo zajadamy się czymś, co rzeczywiście nam szkodzi, albo odstawiamy produkty korzystne dla naszego zdrowia, samopoczucia i sylwetki. 

Nie sposób obalić wszystkich mitów żywieniowych, bo każda osoba może mieć najbardziej szalone przekonania na temat żywienia i żaden postronny obserwator by na nie nie wpadł. Pojawiają się jednak mity bardziej popularne, w które wierzy wiele osób. Dzisiaj spróbuję obalić kilka z tych, które wpadną mi do głowy.

  1. Jogurt owocowy ze sklepu jest zdrowy. To przecież JOGURT i OWOCE, więc jak mogłoby być inaczej?

    Takie jogurty najczęściej mają z owocami tyle wspólnego, co burpees z relaksem. Składy mają długie i mrożące krew w żyłach. Jeśli ktoś wziąłby jogurt naturalny i wrzucił do niego kawałki owoców, to długo by to w lodówce nie postało. Poza tym, smak jakiś nie taki. Przecież musi być słodkie! W składzie znajdziemy zatem kilka różnych słodzików (cukier, syrop glukozowo-fruktozowy, cukier inwertowany), barwniki, aromaty, mleko w proszku, tzw. "wsady owocowe", czy "wsady smakowe", które często stanowią np. 2% produktu. Zatem, dajmy na to, na 100g produktu mamy 2g wsadu owocowego, w którym najwięcej jest... cukru. Polecałabym wrzucić do koszyka jogurt naturalny i ulubione owoce i bakalie. W domu wystarczy pokroić jabłko, mango, ananasa, kiwi, banana, czy umyć ulubione owoce jagodowe, dorzucić do jogurtu, wsypać trochę orzechów, nasion, pestek i już mamy pełnowartościowy, pyszny posiłek. Dodatkowy plus? NAPRAWDĘ zawiera owoce, bo sami je tam wrzuciliśmy. Drożej? Pewnie tak. Opłaca się? To pytanie pozostawię otwartym.

  2. Miód jest zdrowy.

    No nie jest. Cukier to cukier. Cukry proste są szkodliwe dla zdrowia, z wielu różnych powodów, których tutaj wymieniać nie będę. Miód ma pewne właściwości "lecznicze", np. łagodzi ból gardła w przeziębieniach, z tego co wiem, może też łagodzić kaszel. Nie jest to jednak produkt zdrowy, ma dużo kalorii i przyzwyczaja nas do słodkiego smaku, a jak wiemy - słodkie uzależnia. Wtedy już nie ma znaczenia, czy dosładzamy herbatę łyżeczką miodu, czy pochłaniamy tabliczkę czekolady, bo po prostu chce nam się słodkiego. Najrozsądniejszym wyborem, jeśli chodzi o substancje słodzące, jest ksylitol i stewia. Najlepiej jednak zrezygnować całkiem z takich substancji (jak pisałam dziś na naszym fanpage'u, kubki smakowe wymieniają się nam na całkiem nowe w ciągu 10 dni, co oznacza, że wystarczy wytrzymać tyle czasu bez słodkiego jedzenia, by powstały nam nowe, nieprzyzwyczajone do słodkiego kubki smakowe - trzeba więc tylko przycisnąć się przez 10 dni i odzwyczaimy się od cukru - ja tak zrobiłam niecały rok temu, z dnia na dzień przestałam słodzić), a gdy mamy ochotę na deser, jako słodzika możemy użyć zmiksowane daktyle (sprawdzają się fantastycznie!).

  3. Nie powinno się jeść po godzinie 18:00.

    Nieprawda. Przekonanie to jest najbardziej szkodliwe dla osób, które chodzą spać, dajmy na to, o 2:00 w nocy. Jak myślicie, co jest zdrowsze - jedzenie po 18:00, czy niejedzenie przez 8 godzin? Ostatni posiłek powinniśmy jeść około 3 godziny przed pójściem spać. A to czasem może oznaczać jedzenie kolacji o godzinie 23:00. Idea jest taka, żeby nie kłaść się spać z pełnym żołądkiem, nie natomiast taka, żeby ostro się przed snem przegłodzić. NIGDY nie powinniśmy się głodzić.

  4. Ziemniaki tuczą.

    Otóż nie. To bardzo mocno utarty mit, wiele osób tak myśli. Ostatnio wyczytałam, że ziemniaki mają dużo potasu i błonnika, są zdrowym warzywem, o ile są po prostu ugotowane i podane np. z koperkiem, bez żadnego ciężkiego sosu ani masełka. I o ile nie są usmażone w głębokim tłuszczu, oczywiście. A jeśli nadal się boicie starych, dobrych ziemniaków, to rozkochajcie się w tych słodkich. Pyszne i na pewno zdrowe.

  5. Sklepowe syropy do kawy są zdrowsze od cukru.

    Składy, kochani, czytajmy składy. Takie syropy to sama chemia, a w składzie pewnie i tak milion substancji słodzących... Mając taki wybór... To już lepiej cukier.

  6. Musli ze sklepu to sposób na zdrowe śniadanie.

    Absolutnie nie. Takie płatki zawierają często bardzo dużo cukru i innych szkodliwych substancji. Nawet jeśli reklamowane są jako fit, light, itd. Znacznie lepiej jest kupić płatki owsiane (zwykłe, nie błyskawiczne), zalać ja wodą na noc, przykryć, a rano dorzucić jogurtu, owoców świeżych i suszonych, orzechów, pestek, cynamonu, czego dusza zapragnie. Możecie mi wierzyć, takie śniadanie smakuje lepiej od sklepowego musli zalanego mlekiem!


  7. Produkty light są zdrowe.

    Nie. Cola light to wciąż cola. Chyba nie ma takiej coli na świecie, żeby była zdrowa. Lepiej już chyba rozpuścić 10 łyżek cukru w butelce wody. Jeśli chodzi o jogurty, serki, itp., to często ich "lajtowość" polega na obniżonej zawartości tłuszczu, ale wtedy za to dodaje się więcej cukru, bo tłuszcz odpowiada za smak potraw, więc czymś go trzeba zastąpić. Już lepiej kupować pełnotłuste sery, jeśli nie możemy bez nich żyć, i jeść je w ograniczonej ilości. Warto porównywać składy produktów light i zwykłych - te zwykłe miewają po prostu lepsze składy. Poza tym, jeśli produkt jest "light", to nie oznacza od razu, że możemy go jeść w nieograniczonej ilości. Tak czy siak zawiera on ileś tam kalorii, a to właśnie od bilansu energetycznego zależy nasza waga i zdrowie również.

  8. Sól należy całkowicie wyeliminować z diety.

    Nie. Soli nie należy nadużywać (zatrzymuje wodę w organizmie), nie należy jednak też całkiem z niej rezygnować. Dla osób, które nie mieszkają nad morzem, jest bardzo ważnym źródłem jodu, bez którego może zacząć szwankować nasza tarczyca. 



    Najlepsze jest musli własnoręcznie upieczone - na zdjęciu moja homemade granola ;)

III lekcja facefitness :)



Zgodnie z obietnicą kolejny zestaw ćwiczeń facefitness. Doszłam do wniosku, że zaprezentuję jednak więcej niż po dwa ćwiczenia na każdą partię twarzy. A to dlatego, że każda z Was może sobie wówczas wybrać z nich te najlepsze dla siebie. Codziennie należy wykonywać przynajmniej po 2 ćwiczenia na każdą partię twarzy.

Ćwiczenia na okolice oczu

1.    Przyłóż do brwi palce wskazujące, trzymając dłonie zwrócone do siebie. Unieś tymi palcami brwi i przytrzymuj je. Następnie naprzemiennie mruż oczy (nie zamykaj powiek) i rozluźniaj. Powtórz ćwiczenie 10 razy i zakończ szerokim uśmiechem.
2.   Zaciskaj na zmianę raz jedno, raz drugie oko. Trzymaj je zaciśnięte przez ok. 1-2 sekundy. Powtórz ćwiczenie 20 razy i zakończ szerokim uśmiechem.
3.   Zaciśnij jednocześnie mocno dwie powieki, ale nie marszcz przy tym nosa i i nie rozciągaj warg, jak przy uśmiechu. Następnie otwórz szeroko oczy, pilnując aby nie unosić jednocześnie ani brwi, ani czoła. Powtórz ćwiczenie 10 razy i zakończ szerokim uśmiechem.
4.      Opuszki palców środkowych przyłóż do zewnętrznych kącików oka i pociągnij skórę na boki, aż oczy będą wyglądały jak u „Chinki”, przybiorą kształt szparek. Nie zamykaj ich jednak całkowicie. Następnie pokonując opór, unieś powieki, a potem je opuść. Powtórz ćwiczenie 10 razy i zakończ szerokim uśmiechem.
5.      Opuszki dwóch palców prawej ręki ułóż na szczycie kości prawego policzka i pociągnij skórę w dół. Następnie zamykaj prawe oko, ale palcami tak pociągaj tę skórę, aby oko nie mogło się zamknąć. Powtórz ćwiczenie 10 razy i zakończ szerokim uśmiechem, a następnie powtórz je na lewe oko. To jest moje ulubione ćwiczenie na oczy.
6.   Kciukami i palcami wskazującymi spróbuj zrobić „okularki”. Czyli palce wskazujące nad oczami, ale pod brwiami, a kciuki pod oczami i rozszerz nimi oczodoły tak, jakbyś robiła „okularki". Gdy skóra jest naciągnięta, próbuj mrużyć oczy. Powtórz ćwiczenie 20 razy i zakończ szerokim uśmiechem. To moje drugie ulubione ćwiczenie na oczy.

Powodzenia :)