wtorek, 4 lutego 2014

Słów wstępu kilka.

Próba mikrofonu... ;)
Layout zrobiony! Za pisanie zabiorę się, jak odeśpię sesję...


EDIT:
Dobrze. Czas chyba coś naskrobać na rozgrzewkę, mimo że już 1:20, a ja przecież miałam odespać sesję, wypocząć, zregenerować siły... Ale kto by miał na to czas, skoro tyle rzeczy czeka do nadrobienia?;)

No i oto jestem, zawinięta w czerwony koc, przecierająca zmęczone oczy. Chęć rozpoczęcia pisania jednak w tym momencie wygrywa.

Najistotniejsza kwestia na początek:

Kim jestem?

Najprostsza odpowiedź - jestem Vit. Obecna w świecie fit od niedawna, mimo że przedsylwestrowo świętowałam już (?) 22. urodziny. Do dziś dziwię się, że jestem teraz w tym miejscu, bo gdybym rok temu pomyślała, że moje życie będzie kiedyś tak wyglądać... Wyśmiałabym samą siebie. Jako fasolka w brzuchu mamy byłam spokojna, tak samo jako małe dziecko, oczywiście lubiłam ruch i zabawę, ale krąży rodzinna legenda, że jako niemowlę w nocy leżałam i patrzyłam się w sufit moimi wielkimi, czarnymi oczami, a mama ze strachu podstawiała mi lusterko pod nos, by sprawdzić, czy oddycham. Dziś ta cecha prawdopodobnie pomaga w tym, że podczas biegania nigdy mi się nie nudzi, a nawet nie lubię w trakcie słuchać muzyki :) W podstawówce trenowałam siatkówkę, ale strasznie był ze mnie chorowity materiał, więc nawet gdy osiągnęłam szczytową formę, to szybko ją traciłam. Gimnazjum? Pierwsze problemy ze stawami i nie ćwiczenie na w-fie, bo nauczycielka była spoko. W międzyczasie coraz mniej aktywnego spędzania czasu, czyli jeżdżenia na rowerze, rolkach, pływania. Liceum to czas totalnego odseparowania się od sportu, zwolnienie z w-fu od ortopedy, bo problemy ze stawami skokowymi. Mogę tylko pływać i jeździć na rowerze. Mnie to pasowało, bo to była świetna wymówka, a ruszać mi się nie chciało... Dopiero na studiach zaczęłam coś robić, stopniowo od zumby 2 razy w tygodniu na uczelni, przez początki biegania, czyli interwały 1 minuta biegu + 4 minuty marszu, aż do regularnego biegania 4 razy w tygodniu, regularnego uprawiania jogi i robienia treningów kardio 5 razy w tygodniu. I naprawdę nie było to dla mnie jakieś męczące, zniechęcające, itd. Robię to, bo to kocham. Teraz nie wyobrażam sobie życia bez sportu. Symboliczna data mojej "przemiany" to pierwsze wyjście na "bieganie" - 5.07.2013 r. Trochę czasu minęło, ale wciąż jestem żółtodziobem i wiem, że wiele jeszcze przede mną, tak naprawdę dopiero zaczynam :) W tym miesiącu jadę pierwszy raz w życiu na biegówki i na warsztaty jogowe - teraz jestem TAKĄ dziewczyną :) 








I jestem z tego niesamowicie dumna. Nieodłącznym elementem mojego życia jest też zdrowe odżywianie. Nie lubię nazywać tego dietą - to słowo często implikuje jakieś ograniczenia czy odchudzanie. Nie odchudzam się, nigdy tego nie potrzebowałam, zawsze byłam chudą dziewczyną. Mój absolutny rekord wagowy, do którego dobiłam na jakichś wakacjach all inclusive, to 55 kg przy wzroście 170 cm. Dziś ważę dużo mniej. O co mi chodzi, w takim razie? O zdrowie. O dobre samopoczucie, energię, o dbanie o siebie, przecież moje ciało to ja, choć tak często dziś oddzielamy od siebie sferę ducha i ciała. Jak się biega, ćwiczy, jedzenie jest bardzo ważne. Trzeba dostarczać organizmowi tego, czego potrzebuje, nie patrząc na kalorie (do dziś nie mam pojęcia, jak liczyć kalorie, ile powinnam ich jeść, itp.), dlatego jem warzywa, owoce, chude mięso, nabiał, orzechy, dobre tłuszcze, złożone węglowodany, pełne ziarno, produkty zbożowe, piję litrami zieloną herbatę i wodę mineralną. Ale też prawdziwe, ciemne kakao, masło orzechowe, gorzką czekoladę o dużej zawartości kakao, miód, a gdy mam nieodpartą ochotę na fast food, co przy zdrowym trybie życia zdarza się NAPRAWDĘ rzadko, przynajmniej mi, to po prostu kupuję i jem, tak jak ostatnio po najbardziej stresującym egzaminie. To samo tyczy się słodyczy, słonych przekąsek, pizzy. Ale nawet jak je jem, to czuję, jak źle wpływają na mój organizm... Nigdy za to nie ruszę już chyba białego cukru i słodkich napojów, szczególnie gazowanych. Wystarczy ustabilizować poziom cukru we krwi i trochę się "oduzależnić" od węglowodanów, a później samo wszystko się układa. Zaznaczam, że kiedyś moje odżywianie było zgrane z zerową ilością sportu w moim życiu, czyli żyłam słodyczami, fast foodami, pizzą, białym chlebem i produktami z białej mąki, niezdrowymi tłuszczami, no i oczywiście tonami ładowałam w siebie biały cukier. Także moje życie jest zupełnie inne niż kiedyś...

I stąd moja potrzeba, by o tym pisać. Mam swoje cele, swój ideał figury, do którego dążę, a do tego wszystkiego potrzeba na pewno jednej rzeczy - motywacji. Czas sprawdzić, czy rzeczywiście napisanie czegoś na klawiaturze i wysłanie tego w czeluście internetu działa na psychikę tak zobowiązująco.

Poza zdrowym trybem życia mam oczywiście jeszcze samo życie, więc nie zamierzam pisać tylko i wyłącznie o tym. Studiuję taki kierunek studiów, który jednocześnie należy do moich zainteresowań, bo może pasja to na razie za duże słowo. Często dostarcza mi tematów do refleksji, więc od czasu do czasu będzie nieco psychologicznie.
Po studiach chciałabym pójść w okolice psychodietetyki, psychologii sportu i zdrowia, bo to idealnie łączy moje zainteresowania. Co z tego będzie? Zobaczymy. Dziś zamierzam po prostu poświęcić się swoim pasjom i dzielić się tym ze światem :)
Pierwszy raz piszę dla ludzi - mam drugiego bloga, na którym jest ze 30 wpisów, które są widoczne tylko dla mnie, bo pisanie bloga zawsze spełniało dla mnie funkcję pamiętnika. Może nie zawsze, ale najczęściej. Spróbuję to zmienić, a czy znajdą się czytelnicy, to już inna kwestia :)

Na pewno się nie znajdą, gdy będę pisać tak długie posty, więc na tym dziś zakończę.
Podstawowe informacje o sobie przedstawiłam, na tym będę budować moją dalszą historię - moje cele, moje sukcesy i porażki, a także co nieco mojej wiedzy, zdobytej tu i ówdzie, na temat zdrowego odżywiania, biegania, jogi, ćwiczeń.

Zapraszam Was do tej wspólnej podróży :)

Let's be fit together!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz