czwartek, 26 czerwca 2014

Janusz Leon Wiśniewski :)

Kolejna pozycja zaliczona w czasie choróbska, to nowa książka Wiśniewskiego, moim skromnym zdaniem jednego z najlepszych pisarzy współczesnych, który widać uwielbia kobiety i umie dla Nich pisać - "Grand".
Wiśniewski z wykształcenia jest rybakiem, magistrem fizyki, doktorem informatyki, doktorem habilitowanym chemii, a przy tym wszystkim super pisarzem, pisarzem niezwykle inteligentnym. Jego przypadek wskazuje, że można połączyć duszę naukowca z duszą humanisty :)
Na swojej stronie internetowej pisze: "Panie, pomóż mi być takim człowiekiem, za jakiego bierze mnie mój pies". 
Wszystkie książki Wiśniewskiego traktują o uczuciach, Czytając je wiemy, że On nas rozumie, On rozumie i czci kobiety i to jest niezwykłe. Przeczytałam wszystkie Jego książki, przeczytałam i oglądnęłam mnóstwo wywiadów z Nim i mogę powiedzieć, że rzadko spotyka się tak uwrażliwionego mężczyznę, tak delikatnego, przeinteligentnego, szanującego kobiety ( no może oprócz mojego męża, ale On tak pisać nie umie).
"Grand"to zbiór historii różnych osób przebywających w jednym czasie w hotelu w Sopocie. Jest jak zwykle wątek miłości, ale przeplata się on z historyczną melancholią.
Polecam wszystkim wielbicielom Leona, a już 3 lipca premiera kolejnego Jego dzieła - "Ślady".





sobota, 21 czerwca 2014

Z pamiętnika połamanej :)

Dziś, po dłuższej przerwie cosik wypadałoby naskrobać :) Ja się zabieram do tego, bo  Marta opętana sesją, Julcia opętana recitalem dyplomowym w Szkole Muzycznej i zakończeniem podstawówki. 

Ostatnio bardziej czytałam niż pisałam z wiadomego względu połamaństwa. Zero gotowania, chociaż ostatnio dzięki maszynie do pieczenia chleba zrobiły się konfitury :) I to nie byle jakie,
  • bo jedne truskawkowe z miętą z naszego zielnika i z kardamonem, imbirem i cynamonem,

  •  drugie pomarańczowe z chili i imbirem,
 


 
  • i trzecie najciekawsze z jagód, zmalaksowanych truskawek, jabłek i mango - niebiański smak. Dla mnie najlepsze. Wszystkich wyszło ponad 40 słoiczków. Mam zamiar zrobić jeszcze agrestowe, kiwiowe, wiśniowe, porzeczkowe i z samego mango oraz morelowe. Może się uda :) Przy tym na szczęście nie trzeba siedzieć :)




Wszystkie konfiturki oczywiście bez cukru, dla osłody wyłącznie z odrobiną ksylitolu i rzecz jasna z naturalnym agarem.

Przeczytałam już, w czasie mojego kalectwa (bo te konfitury to wczoraj, a ja tak poleguję już czwarty tydzień ), mnóstwo książek rozmaitej maści. O niektórych już pisałam w czytelni, ale tylko zachęcając (bo potem może o nich napiszę) to głównie z tych ostatnich polecam "Botanikę duszy" Elizabeth Gilbert, wszystkim biegaczom poradniki Gallowaya "Bieganie metodą Gallowaya", "Trening mentalny biegacza. Jak utrzymać motywację" (mi obecnie potrzeba takich wskazówek), dla przypomnienia "Mitologię" Parandowskiego, dla oderwania "Zemsta ubiera się u Prady", " Historię Unii Europejskiej" dla siebie coby nie być jak niektórzy kandydaci do Europarlamentu, ale także pierwszy rozdział pracy magisterskiej Mani o móżdżku, pamięci i innych afazjach, fluencjach werbalnych, perseweracjach i jakichś anomiach. Poznałam nowe dla mnie mózgowe definicje. Niezwykle ciekawe doświadczenie :)  Mania ponadto (dla pochwałki) przywiozła następne super książki Księdza Orzecha i to w dodatku z dedykacjami, jedna dla mnie i Błażeja, a druga dla Mani i Michała. Zatem następne czekają...
Człowiek musi coś robić, jak nic nie może :)

Dotychczas dopadały mnie kontuzje związane z naderwaniem mięśni rozmaitych, ale o takich na długo wyłączających z biegania urazach to tylko czytałam i myślałam "mnie to nie dotyczy, bo ja przecież biegam książkowo, po miękkim, w dobrych butach, rozciągam się, raz w tygodniu masaż, joga codziennie". W ogóle biegam sporo, ale racjonalnie. Trener na BBL cały czas mi piłuje, że mam za krótki krok i mimo, że był on taki intuicyjny (krok) i w moim mniemaniu optymalny, to przyswajałam wskazówki mądrzejszego i po paru tygodniach krok się poprawił, choć nadal nie jest idealny, to zbliżyłam się do poprawnego, no ale Gallowayem to przecież nie jestem.

26 kwietnia był tysiączek z BBL i wtedy naderwałam sobie przywodziciela. Nie biegałam miesiąc, w tym czasie masaże, prądy, plastry (taping), zimne okłady z zamrożonego groszku, potem maści przeciwbólowe.
22 maja wróciłam do biegania, było lajtowo, powoli. Jeszcze coś tam czasami pociągało w udzie, ale już po takich rehabilitacjach należało wracać do normalności. A normalnie to biegam 4 razy w tygodniu po 8-10 km.
I tak 25 maja pobiegłam w biegach ulicznych, najpierw w biegu dla mam z mamuśkami na króciutkim odcinku i było spoko. Potem wyruszyliśmy na 10 km pierwszy raz w swoim mieście, bo nie raz już biegałyśmy z Manią i Julą w rozmaitych zawodach, ale tylko we Wrocławiu. Ostatnio na 10 km w kwietniu pobiłam swój rekord i pobiegłam 50 minut i 40 sekund ( na zawodach zawsze jest o kilka minut lepiej). W Bolesławcu miałam zamiar zejść poniżej 50 minut. No i niestety po czwartym kilometrze chrobotnęło mi w prawym boku, tak bardzo, że myślałam, że kość mi pękła (Mania pakerka ukończyła bieg mimo upału). Nie mogłam iść, Błażej mnie zawiózł do szpitala, zrobili RTG, na którym coś jakby ze stawem, może jakaś martwica i z pewnością zerwany mięsień. Dopiero usg i tomograf wykazały, że to mięśnie też, ale KOŚĆ ZŁAMANA (gałąź kości kulszowej). Kosmos po prostu, taka chojraczka ze mnie, a tu kość? Już czwarty tydzień boli niemiłosiernie, ale chyba zrasta się frania.
Nie upadłam, nie skoczyłam źle, nie nadepnęłam na kamyczka, nie pośliznęłam się. Ale mocarze biegowi, Ci co lubią udzielać najmądrzejszych rad, twierdzą, że to dlatego, że po asfalcie :) A czy widzieliście półmaratony, maratony tylko po miękkiej powierzchni, po trawie? Bo ja obserwuję ostanie np. we Wrocławiu i tam zawsze ulicami miasta. Bez przesady, nie trenuję na asfalcie ciągle, z reguły biegam po polach i lasach, ale asfalt tez się zdarza. Mam ok buty i jestem przekonana, że to nie przez to ,że biegłam po twardym, po prostu pech, straszny pech. I jakbym biegła po stadionie, to tez mnie to mogło spotkać. Teraz się modlę coby wreszcie przestało boleć, chodzę na pola magnetyczne, prądy i lasery. Pieszczę się ze sobą na maksa, żeby tylko kosteczka się zrosła, czytam Gallowaya dla pokrzepienia, oglądam zdjęcia Radzia ze wszystkich biegowych imprez ( dzięki) i czekam aż przestanie boleć, bo od tego czasu za dwa tygodnie ubieram buty i daję. Chodziłam tylko o kulach, ale teraz już prawie niepokracznie poruszam się po domu bez nich, tylko nie mogę siedzieć. Jedynie leżenie i to z odpowiednimi podkładkami pod wiadome miejsce :)
Nikt nie wie co to znaczy nie móc się wuefić, a zwłaszcza dla osoby tak aktywnej jak ja. Nie móc nic robić!!! Horror :) Ale jestem optymistką i codziennie wstaję rano z myślą, że to ten dzień, że już wcale nie będzie boleć i za dwa tygodnie już wracam. No niestety codziennie jest tak samo, tzn. boli cholerstwo, a czasami bardziej niż wcześniej. Dlatego, mimo, że Pan doktor powiedział mi, że jestem nerwik i muszę wrzucić na luz i "Moda na sukces" też jest dla ludzi i może tak miało być, że taka robolka aktywistka też czasami wymięka...

No może...
Mam nadzieję, że jutro już będzie lepiej, a pod koniec lipca już będę na BBL. Mania zapisana na półmaraton, a starszawa za rok niestety, ale ze zdwojoną siłą. Bo od tych kul to niezłe "muły" się wyrabiają i niezłe odciski na delikatnych rączkach:)



czwartek, 5 czerwca 2014

Krem ze szparagów

Sezon na szparagi trwa w najlepsze, a że jest krótki i lada moment będzie po nim, to zachęcam do korzystania i eksperymentowania z tym przepysznym warzywem:) Jednym z prostych, szybkich i pysznych sposobów na szparagi jest zupa krem. Jak już Mama kiedyś wspominała, a pod czym ja się podpisuję obydwiema rękoma, my zupy kremy lubimy jednoskładnikowe, a więc bez żadnych dodatków typu ziemniaki, cebula, itp. Lista składników jest zatem prosta:

szparagi (ja robiłam z białych)
trochę cukru, żeby złamać smak
sól, pieprz, czosnek sypany - co kto lubi
ewentualnie jakieś nasiona, pestki jako dodatek

Sposób przygotowania też jest prościutki:

1. Szparagom obcinamy końce (dodatkowo białe szparagi należy nieco obrać - zielonych się nie obiera),
2. Gotujemy je ok 8-10 min (tak żeby zmiękły),
3. W zależności od konsystencji jaką chcemy uzyskać (ja lubię gęste zupy), odlewamy trochę wody z garnka (jeśli chcemy gęstą zupę, to odlewamy większość wody) i blendujem, 
4. Doprawiamy do smaku (odrobinę cukru, soli, pieprzu, itd.)
5. Dosypujemy nasion, pestek (u mnie siemię lniane i nasiona słonecznika)

I gotowe:) 


Smacznego!

Szparagi - są bardzo mało kaloryczne (18 kcal w 100g), a do tego zawierają mnóstwo witamin i minerałów. Mają dużo błonnika, zawierają wapń, fosfor i potas, witaminy A, C, E oraz beta-karoten (a zatem wpływają na kondycję naszych włosów, paznokci i skóry, a także wzmacniają odporność). Kolejnym składnikiem jest kwas foliowy, szczególnie ważny dla kobiet w ciąży, ponieważ jego zadaniem jest wspomaganie prawidłowego rozwoju płodu. Poza tym jedząc szparagi, dostarczamy sobie asparaginy, która wspomaga prawidłowy poziom nawodnienia naszego organizmu, a także glutation, który wzmacnia odporność i odpowiada za oczyszczanie organizmu z toksyn.Nic, tylko się zajadać :) Szparagi smakują także wyśmienicie ugotowane (na parze - są super chrupiące) i polane sosem - beszamelowym albo np. miodowo-musztardowym:)

wtorek, 3 czerwca 2014

Błyskawiczne ciasteczka owsiane z truskawkami i jagodami goji

Z okazji obkupienia się truskawkami postanowiłam upichcić na szybko jakieś ciasteczka z jednym z moich ulubionych owoców:) Całkiem zdrowe, dobre do kawy albo na drugie śniadanie ciasteczka owsiane, bogate w witaminy i minerały:)

Składniki:

1 szklanka płatków owsianych 
garść jagód goji
łycha oleju kokosowego
łycha siemienia lnianego
5-6 daktyli suszonych (jeśli masa będzie za mało słodka można dołożyć trochę miodu, czy ksylitolu - mi daktyle wystarczyły:))
parę orzechów włoskich (można migdały czy jakieś inne ulubione orzechy)
cynamonu odrobinę do smaczku
parę dużych truskawek:)

1. Wszystkie składniki wrzucamy do pojemnika (albo miseczki)


2. Wszystko blendujemy na gładką, maziatą masę (lepi się do palców niemiłosiernie, ale za to można podjadać i zlizywać w trakcie robienia:)), a później formujemy kuleczki, układamy na papierze do pieczenia i rozgniatamy na płasko. W tym momencie wyglądają wyjątkowo niekorzystnie :)


3. Pieczemy w temperaturze 180 stopni, około 15 minut (polecam formować bardziej płaskie ciasteczka niż na zdjęciu, bo spody mi się nieco podpaliły:))

4. Przystrajamy świeżymi truskawkami i wcinamy!:) I dzielimy się z najbliższymi, coby rozreklamować trochę zdrowe słodkości. Mega proste, mega szybkie, mega pyszne:)


Smacznego!